..:: O mnie ::..


"Ciągle gdzieś biegnie, dokądś zmierza. W swojej głowie ma tysiąc pomysłów na minutę i drugie tyle na ich realizację. Czasem nie nadąża sama za sobą. Często zdarza jej się spakować plecak w chwil parę, biec na dworzec PKP, spędzić 17h w pociągu, tylko po to, by kilka godzin poszwendać się po górach. Monotonia jest jej obca. Wspina się. Biega. Jeździ na rolkach. Ciągle próbuje czegoś nowego (...)."
P.T.R.

Tak spostrzega mnie jeden z przyjaciół - P.T.R. :) a ja sama, skróconego opisu mej osoby, lepiej bym ująć nie umiała (jedynie małe uaktualnienie odnośnie uprawiania sportów - kontuzja). Natomiast w wersji rozszerzonej, drogi Czytelniku, przysługuje Ci prawo do ziewnięcia :P Zatem...

     Moją pierwszą miłością nie był Nick Carter z Backstreet Boys :) lecz... Ricky Martin :D ale nie o tym, nie o tym będzie mowa :P Tak naprawdę od małego Kajtka do dnia dzisiejszego (choć nie było mi dane zbyt dużo w tym czasie urosnąć:) zakochana jestem w górach, górkach i pagórkach :) Zaczęło się od wyjazdu na obóz, kiedy miałam lat 10 :)  Gdy ujrzałam Tatry po raz pierwszy, łezka zakręciła się w oku i zabrakło słów, by opisać ich piękno. Czułam tylko, że w mym wnętrzu powstaje nowa , dodatkowa elektrownia, która zaczyna wytwarzać niemierzalną ilość energii :) Załącza się ona  za każdym razem, gdy tylko mym oczom ukazują się góry :)

     Jako, że całym serduchem pokochałam Tatry, ciągle było mi ich mało :) Wędrując, nie mogłam nimi nasycić oczu. Nie odczuwałam również większego zmęczenia - zawsze na czele grupy z delikatnym poirytowaniem w stosunku do reszty ślimaczących się i narzekających obozowiczów.

     Po czasach beztroskiego dzieciństwa, nastały lata szkoły średniej i studiów, a wraz z tym brak możliwości wyjazdów w góry :( Dopiero na 4. roku studiów - zimą - miłość do Tatr się reaktywowała. Był to czas samotnych, 2-3 dniowych wyjazdów w Tatry Zachodnie. Kolejna złota myśl: "Tatry latem są urokliwe, ale zimą ich istnienie oczarowuje, piękno oszałamia, cisza uspokaja, niedostępność stanowi wyzwanie, a ryzyko wyzwala emocje." Rok później zdecydowałam się zrobić zimowy kurs. Dopiero wtedy dotarło do mnie, ile błędów wcześniej popełniałam :P ...więcej szczęścia, niż rozumu! Było, minęło :) żyję i w dalszym ciągu się uczę :P

     Tym oto sposobem dotarliśmy do sezonu zimowego 2010/2011, kiedy to odwiedzałam góry, średnio raz w miesiącu :) Tym razem już nie sama, bo znalazłam kompana do zimowych wędrówek. Oboje, w równie wielkim stopniu polubiliśmy 'dupozjazdy' :D i trochę osiągnięć w tym temacie nam się zebrało - każdy zdobyty szczyt, musiał być przypieczętowany zjazdem na tyłku :D Duże dzieci :) W międzyczasie padł pomysł, żeby na wakacje wyjechać w Alpy ...na stopa - okej! :)  po paru tygodniach namysłu: skoro Alpy, to może na Mt Blanc? - okej! Opis wyprawy znajdziecie na stronie głównej :)

     Z kolei rok 2012 przyniósł wiele zmian, w większości pozytywnych :) Otóż dowiedziałam się, że w walce o me serce, płeć męska w cale nie musi konkurować z miłością do gór. Ba! Dlaczegóż nie mieć obu naraz? Można? MOŻNA! :) Zatem znalazłam  zarówno partnera wspinaczkowego jak i życiowego w 1 osobie :) Jak wyglądał ten przełomowy rok? Dowiecie się w zakładce "Blog" :)



Pzdr,
EVI  \m/