niedziela, 31 lipca 2011

Dzień 0, czyli doba przed wyjazdem.


Tego dnia  mieliśmy w planach:
-zakupy,
-przećwiczenie wydostawania się ze szczeliny,
-podział prowiantu i sprzętu
-pakowanie
-sen.

     Spotkaliśmy się o godzinie 10:30. Naszym pierwszym przystankiem był  Real, w którym kupiliśmy większość jedzenia na wyprawę (wszelkiego rodzaju  proszki: zupki, słodkie chwile, kaszki dla dzieci) oraz picie i szamę na podróż. Kolejną stacją był Empik i zakupienie rozmówek francuskich, po czym udaliśmy się na 'Pachołek' celem przećwiczenia zachowań, gdyby w trakcie wyprawy coś poszło nie-tak oraz szukanie patentu na odzyskanie plecaka.

     Po powrocie, podzieliliśmy między siebie sprzęt i jedzenie,a udawszy się do swych domów, nadszedł czas na pakowanie. Zajęło nam to ładnych, parę godzin ponieważ plecaki (85-90L!) okazały się zbyt małe w porównaniu do ilości rzeczy, które musieliśmy zabrać. Następstwem tego było nieustanne przepakowywanie. Przemkowi udało się szybciej zapiąć ostatnie klamry w plecaku. Natomiast ja męczyłam się do 2 w nocy, walcząc z odpowiednim  usytuowaniem w komorze plecaka, wielkiego, zimowego śpiwora w taki sposób, by mogło zmieścić się coś jeszcze. Gdy w końcu mi się to udało, ciężar, który miałam dźwigać na mych barkach przez 2 tygodnie, wynosił 26,7kg! Ale w tamtej chwili nie chciałam przyjąć tego do świadomości, więc  nastawiłam budzik i w mgnieniu oka zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz