tag:blogger.com,1999:blog-5249142472286976142024-03-13T15:06:55.011+01:00Mont Blanc EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.comBlogger10125tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-29870844768676891882011-09-16T13:48:00.020+02:002013-01-17T20:54:32.135+01:00 Mt Blanc 1-14.08.2011 <style>
h2.date-header {display: none;}
</style><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://mt-blancik.blogspot.com/2011/08/dzien-przed-wyjazdem-31-08-2011.html" target="_blank">Dzień 0</a> - czyli doba przed wyjazdem</span><br />
<br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://mt-blancik.blogspot.com/2011/08/dni-1-4-czyli-stopem-przez-europe-celem.html" target="_blank">Dni 1-4</a> - stopem przez Europę</span><br />
<br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://mt-blancik.blogspot.com/2011/08/dzien-5-les-houches-tete-rousse.html" target="_blank">Dzień 5</a> - Tete Rousse</span><br />
<br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://mt-blancik.blogspot.com/2011/09/dzien-6-koczowanie-i-modlitwa-o-lepszy.html" target="_blank">Dzień 6</a> - koczowanie i modlitwa o lepszy warun</span><br />
<br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://mt-blancik.blogspot.com/2011/09/dzien-7-niespodzianka-ta-za.html" target="_blank">Dzień 7</a> - upragniony Gouter!</span><br />
<br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://mt-blancik.blogspot.com/2011/08/test.html" target="_blank">Dzień 8</a> - bezczynność :| </span><br />
<br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://mt-blancik.blogspot.com/2011/09/dzien-9-zaszczytny-widok.html" target="_blank">Dzień 9</a> - zaSzczytne widoki !! :D</span><br />
<br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://mt-blancik.blogspot.com/2011/09/dzien-10-swietowanie.html" target="_blank">Dzień 10</a> - świętowanie :)</span><br />
<br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><a href="http://mt-blancik.blogspot.com/2011/09/dni-11-14-ezka-w-oku-i-powrot-do-pl.html" target="_blank">Dni 11-14</a> - łezka w oku i powrót do domu...</span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span>
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span>EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-29702251038819522062011-09-16T13:43:00.001+02:002011-10-23T20:33:21.880+02:00Dni 11-14: łezka w oku i powrót do Pl<div style="text-align: justify;"> W skrócie... piękne są tylko chwile :) ...z ogromną niechęcią musieliśmy ruszyć ku domowi. Niby uśmiech... ale w oczach i sercu - żal i smutek. Pakowałam się mozolnie. Kiedy w końcu dopięłam klamry plecaka, zakręciła się łezka. Czas ruszyć...</div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-TipWtWi8Bdk/TpH6RcGqxTI/AAAAAAAAA8M/gJ4E1j_OTJc/s1600/DSC05547.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://3.bp.blogspot.com/-TipWtWi8Bdk/TpH6RcGqxTI/AAAAAAAAA8M/gJ4E1j_OTJc/s200/DSC05547.JPG" width="200" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;"><div style="text-align: justify;"> Stopowanie wybitnie nam nie szło ;] Co złapaliśmy, to szybka podwózka do najbliższego miasteczka i tyle. Takim oto sposobem trafiliśmy do Szwajcarii, z której nie mogliśmy się wydostać, gdzie za loda z McDonald's można było kupić 2l paliwa! Na szczęście poznaliśmy życzliwych Polaków :) nie dość, że zorganizowali nam (nazajutrz) transport do Frankfurtu, to jeszcze ugościli i oprowadzili po miasteczku <span class="gphoto-photocaption-caption">Montreux :)</span></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> Dnia następnego (12.08.2011) wyruszyliśmy w stronę Frankfurtu. Poprosiliśmy, by wysadzono nas na parkingu jeszcze przed miastem. Byliśmy tam koło godziny 16. Przygotowaliśmy jedzonko na ciepło - chińszczyzna :D po czym, zaczęliśmy pytać, kto jedzie w stronę Berlina. Większość TIRowców robiła sobie właśnie dłuższą pauzę. My jednak nie chcąc tracić czasu, próbowaliśmy dalej szukać szczęścia :) </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> Uśmiechnęło się ono do nas poprzez autokar i Drivera - pana z Czech, który zawiózł nas do Pragi, pod sam dworzec :) Podróż trwała zaledwie kilka godzin. Po 1 w nocy byliśmy już w stolicy Czech (13.-8.2011:) W kafejce internetowej zamówiliśmy bilety na busa do Polski, który mieliśmy o 6, po czym trochę się poszwendaliśmy po mieście, wypiliśmy bro, porobiliśmy foty i nastał poranek :)</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> Podróż autokarem z PolskimBusem minęła w miarę szybko, jak na polskie drogi. W Łodzi byliśmy po południu. Pociąg do Gdańska miał odjeżdżać koło 20, ale... okazało się, że wówczas w Polsce był poważny wypadek kolejowy i były 'lekkie' opóźnienia. Ok 23 nadjechał dyliżans, delikatnie przepełniony... Zatem nocka na korytarzu. Grunt, że jeszcze tylko kilka godzin i będę w swoim wyrku! </div><span class="gphoto-photocaption-caption"></span></div>EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-21931109583025641392011-09-16T13:40:00.002+02:002011-10-09T22:38:00.383+02:00Dzień 10: świętowanie!<span id="goog_1361366546"></span><span id="goog_1361366547"></span> Co tu dużo pisać? :D Z racji tego, że zostało mało czasu na podróż powrotną do Pl, która również miała odbyć się w trybie autostop, planowaliśmy tego dnia wyruszyć... Jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi, wskazywały na to, że odpoczynek też się należy :D zatem laba!!! Wstaliśmy...nie pamiętam o której :D ale bez budzika :) kąpiel, śniadanko. Trunki już posiadaliśmy :) ...te, których nie udało nam się wypić dnia poprzedniego :)<br />
<br />
Dzień był piękny, słoneczny, upalny. Rozwinęliśmy przed namiotem karimaty, no i do dzieła :)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-BdmXVy45qPc/Tklaj9ESR-I/AAAAAAAAAm4/bypfYPRR0Xc/s1600/DSC05412.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-BdmXVy45qPc/Tklaj9ESR-I/AAAAAAAAAm4/bypfYPRR0Xc/s200/DSC05412.JPG" width="200" /></a><a href="http://4.bp.blogspot.com/-oI92eWtnKjE/TklajjJMEOI/AAAAAAAAAm0/QRMnG6jhGC4/s1600/DSC05423.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-oI92eWtnKjE/TklajjJMEOI/AAAAAAAAAm0/QRMnG6jhGC4/s200/DSC05423.JPG" width="200" /></a><a href="http://4.bp.blogspot.com/-g6DjN7fCwmU/Tkla2M_2-HI/AAAAAAAAAnQ/s4ptSjvD6dQ/s1600/DSC05442.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-g6DjN7fCwmU/Tkla2M_2-HI/AAAAAAAAAnQ/s4ptSjvD6dQ/s200/DSC05442.JPG" width="200" /></a></div><br />
...a że temperatura przekraczała 30st C to alko dość sprawnie na nas podziałał. W sumie to bardziej na mnie :P koło południa byłam już zwłokami... dobrze, że wcześniej nasmarowałam się filtrem 50 :P <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-4LNDeolkCoY/Tkla_gO980I/AAAAAAAAAnc/0bVsf7s0yO4/s1600/DSC05466.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://4.bp.blogspot.com/-4LNDeolkCoY/Tkla_gO980I/AAAAAAAAAnc/0bVsf7s0yO4/s200/DSC05466.JPG" width="150" /></a></div><div style="text-align: center;"><span id="goog_1361366544"></span><span id="goog_1361366545"></span></div>EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-47122503317061642702011-09-16T13:38:00.012+02:002011-12-19T18:20:29.143+01:00Dzień 9: zaSzczytny widok!<div style="text-align: justify;"> 1:45 pobudka!! Wszyscy się poderwali i zaczęli nerwowo ubierać. Mimo silnego wiatru ekscytacja wzięła górę :) Każdy z nas był zdeterminowany by dziś zdobyć szczyt! Na stołówce wydano posiłki, zaczęła się walka o wrzątek (tym razem 3l przypadały na 1 stół!). Udało się nam napełnić oba termosy. Najedzeni i pobudzeni zaczęliśmy ubierać cały sprzęt. Noc była piękna,bezchmurna, można by było rzec idealna, gdyby nie wicher! Nieważne, idziemy!</div><br />
<div style="text-align: justify;"> Po wyjściu za schronisko (jak poprzednio, gdy mięliśmy zamiar się przejść) uderzyła w nas ściana wiatru! Od tej pory zaczęła się walka: my vs. Mt Blanc. Przez pierwsze minuty miałam problem ze złapaniem oddechu, ale na szczęście szybko mi przeszło. Wysiłek podczas podchodzenia pod Dome du Gouter, a następnie do Vallotu kompensowały nam widoki na spadające gwiazdy i zygzakowaty wężyk czołówek osób, które pięły się ku górze :)</div><br />
<div style="text-align: justify;"> 5:30 - przystanek Vallot, czyli osłona przed wiatrem i przejaw choroby wysokościowej u Przemka. Po wypiciu herbaty siły Mu nieco wróciły i stwierdził, że może iść dalej. Zatem ruszyliśmy. 200m wyżej znowu Go dopadło, tym razem z innymi oznakami, które dzielnie pokonał :) W tym czasie zdążyłam jednak dość mocno zmarznąć... Brak czucia w dłoniach napawał mnie lekkim przerażeniem, ale na szczęście (!) zza gór zaczęło wyłaniać się słonko :) Mimo tego, iż leniwie budziło się ze snu, od razu dało się odczuć pierwsze promienie na zmarzniętych kończynach :) krążenie wróciło! :D</div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-qhujNK4lq4U/TklXfPNPqUI/AAAAAAAAAiA/oWpu9eZdLSE/s1600/DSC05290.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://2.bp.blogspot.com/-qhujNK4lq4U/TklXfPNPqUI/AAAAAAAAAiA/oWpu9eZdLSE/s200/DSC05290.JPG" style="cursor: move;" width="200" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;"> Ostatni odcinek (od Vallotu) pokonuje się prawie cały czas granią. I to była chyba najcięższa część wędrówki, ponieważ oprócz walki z zimnem i zmęczeniem, przyszło nam wojować z wiatrem - wcześniej osłonięci zboczem, teraz podatni na każdy podmuch. Część osób właśnie z tego powodu zakończyła swoją przygodę w Vallocie i zawróciła. My jednak nie dawaliśmy za wygraną - zwarci i gotowi na ewentualny upadek [spadek?], który mógłby nastąpić pod wpływem powiewu - szliśmy dalej! Pomijając tę wietrzną barierę, wypadałoby jednak wspomnieć o czymś miłym, przynajmniej dla oczu :P Uczta niesamowita :)</div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-7c6AyLTNLzY/TklXo1r2t1I/AAAAAAAAAiU/j2c1oolON18/s1600/DSC05294.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-7c6AyLTNLzY/TklXo1r2t1I/AAAAAAAAAiU/j2c1oolON18/s200/DSC05294.JPG" width="200" /></a><a href="http://2.bp.blogspot.com/-MIKDTeKaHtk/TklZEd-SkmI/AAAAAAAAAk0/5rRsRo8vYvw/s1600/DSC05346.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://2.bp.blogspot.com/-MIKDTeKaHtk/TklZEd-SkmI/AAAAAAAAAk0/5rRsRo8vYvw/s200/DSC05346.JPG" width="200" /></a></div><div style="text-align: center;"><br />
</div><br />
<div style="text-align: justify;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-ABu_swgqnbo/TklXV59ZItI/AAAAAAAAAhw/HRKxAi90-dM/s1600/DSC05287.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://1.bp.blogspot.com/-ABu_swgqnbo/TklXV59ZItI/AAAAAAAAAhw/HRKxAi90-dM/s200/DSC05287.JPG" width="150" /></a><a href="http://2.bp.blogspot.com/-7DX7BrTqZbE/TklXU7bRY2I/AAAAAAAAAhs/fe2kflNSSuY/s1600/DSC05286.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://2.bp.blogspot.com/-7DX7BrTqZbE/TklXU7bRY2I/AAAAAAAAAhs/fe2kflNSSuY/s200/DSC05286.JPG" width="200" /></a> 7:36 - SZCZYTUJEMY!! :D widoki zapierające dech w piersiach! Wymarzona, upragniona mleczna kraina :) Powiedzenie "bujając w obłokach", czy też "z głową w chmurach" nabierają tu nieco innego znaczenia! :D Udało się! Europa u stóp! :) Wiatr jednak nie dawał o sobie zapomnieć... Całe [bo aż!] 4 MINUTY szczytowania i trzeba było się ewakuować :P No chyba, że ktoś docierając tu miał w planach BASEjumping lub coś pokrewnego :D W każdym razie nam latać się nie chciało :)</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-OymM31pcM08/TklXaf9wKNI/AAAAAAAAAh4/QpzDAVghPwY/s1600/DSC05288.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://2.bp.blogspot.com/-OymM31pcM08/TklXaf9wKNI/AAAAAAAAAh4/QpzDAVghPwY/s200/DSC05288.JPG" width="200" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> W drodze powrotnej uśmiech nie znikał z mej twarzy :) nie straszny był już ani wiatr, ani mróz, ani zmęczenie :) w zasadzie to o tym wszystkim zapomniałam, ciesząc się z tego co dane mi było przeżyć i ujrzeć :) słowami opisać tego nie można! :D pozostało jedynie delektowanie się pięknymi widokami podczas spacerku w dół :) Jak nakazuje nasza tradycja - musieliśmy zdobyty szczyt uczcić dupozjazdem. Z racji tego, że śnieg był mocno zmrożony, bardzo szybko zrezygnowaliśmy z pomysłu :P Zbyt mocno pupa na tym ucierpiała :P</div><br />
<span id="goog_2047295049"></span><span id="goog_2047295050"></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://2.bp.blogspot.com/-8Atd0PZFMHU/TklYCM-zT7I/AAAAAAAAAjE/Xocx4izhZyo/s1600/DSC05308.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://2.bp.blogspot.com/-8Atd0PZFMHU/TklYCM-zT7I/AAAAAAAAAjE/Xocx4izhZyo/s200/DSC05308.JPG" width="200" /></a><a href="http://3.bp.blogspot.com/-dzThMYyrac4/TklX_deyndI/AAAAAAAAAjA/LIoVzCLTBGg/s1600/DSC05307.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://3.bp.blogspot.com/-dzThMYyrac4/TklX_deyndI/AAAAAAAAAjA/LIoVzCLTBGg/s200/DSC05307.JPG" width="200" /></a><a href="http://2.bp.blogspot.com/-2urr92E9yF4/TklX1H6mF4I/AAAAAAAAAio/Q-jkNUYWXJc/s1600/DSC05303.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://2.bp.blogspot.com/-2urr92E9yF4/TklX1H6mF4I/AAAAAAAAAio/Q-jkNUYWXJc/s200/DSC05303.JPG" width="150" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-NP9c7uqTsm0/TklY2JEqFhI/AAAAAAAAAkg/eVfGhWKcSik/s1600/DSC05339.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"></a><a href="http://3.bp.blogspot.com/-noVAbggCVgc/TklZNIpuMGI/AAAAAAAAAyw/rlN4aZgWbM0/s1600/DSC05350.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://3.bp.blogspot.com/-noVAbggCVgc/TklZNIpuMGI/AAAAAAAAAyw/rlN4aZgWbM0/s200/DSC05350.JPG" width="200" /></a><a href="http://4.bp.blogspot.com/-PKZb3RvoYp0/TklZliSSzjI/AAAAAAAAAlk/j8yAz7bLBbQ/s1600/DSC05370.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-PKZb3RvoYp0/TklZliSSzjI/AAAAAAAAAlk/j8yAz7bLBbQ/s200/DSC05370.JPG" width="200" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-DveaXby1tWA/TklZejEWKxI/AAAAAAAAAlY/EK5jph8rEIM/s1600/DSC05366.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-DveaXby1tWA/TklZejEWKxI/AAAAAAAAAlY/EK5jph8rEIM/s200/DSC05366.JPG" width="200" /></a></div><a href="http://3.bp.blogspot.com/-NP9c7uqTsm0/TklY2JEqFhI/AAAAAAAAAkg/eVfGhWKcSik/s1600/DSC05339.JPG" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://3.bp.blogspot.com/-NP9c7uqTsm0/TklY2JEqFhI/AAAAAAAAAkg/eVfGhWKcSik/s200/DSC05339.JPG" width="200" /></a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-jtB4sT2DZKs/TklZ8FGydcI/AAAAAAAAAmA/2VI4rEc8uMg/s1600/DSC05382.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://3.bp.blogspot.com/-jtB4sT2DZKs/TklZ8FGydcI/AAAAAAAAAmA/2VI4rEc8uMg/s200/DSC05382.JPG" style="cursor: move;" width="200" /></a><a href="http://4.bp.blogspot.com/-8Tit5-sbCyw/TklaHm6oZ7I/AAAAAAAAAmQ/MRul5TmLhF4/s1600/DSC05388.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-8Tit5-sbCyw/TklaHm6oZ7I/AAAAAAAAAmQ/MRul5TmLhF4/s200/DSC05388.JPG" width="200" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;"> Zeszliśmy najpierw na herbatkę do schroniska Gouter, następnie do 'Bejs Kamp' przy Tete Roousse :D Na szybciaka złożyliśmy namiot, spakowaliśmy resztę gratów i biegiem w dół, by zdążyć na ostatni, zsynchronizowany z kolejką linową, Tramway du Mont Blanc. Zdążyliśmy, a nawet musieliśmy czekać pół godziny :) Na tej wysokości nie było już śladu zimy :) </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-YNQn1ZzzY6s/Tklaahd5rQI/AAAAAAAAAmo/1uU-zGVE_y8/s1600/DSC05406.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-YNQn1ZzzY6s/Tklaahd5rQI/AAAAAAAAAmo/1uU-zGVE_y8/s200/DSC05406.JPG" width="200" /></a></div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> W Les Houchces byliśmy ok 18,30. Lekki przeskok z temperatury minusowej na plus 20parę :) Rozbiliśmy namiot na tym samym campingu co poprzednio i poszliśmy do sklepu, celem zakupienia odpowiedniego trunku na wzniesienie toastu :) po powrocie, wzięliśmy jedynie po łyku i... poszliśmy spać. Po raz pierwszy od kilku nocy udało mi się od razu zasnąć. :)</div>EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-15325171605955872422011-08-23T14:42:00.095+02:002011-09-29T18:17:34.183+02:00Dzień 8: bezcznność<div style="text-align: justify;"> To będzie krótka notka. Budzik zadzwonił o 3:45. Usłyszeliśmy jak wiatr walczy ze schroniskiem. Odnieśliśmy wrażenie, że chce oderwać dach i zabrać go ze sobą! Za oknem mleko. Mimo, iż dzień wcześniej została ustalona godzina wydania nam posiłku (4:00) , okazało się, że zapomnieli i nie przygotowali ani wrzątku, ani jedzenia - odebraliśmy to jako znak, by nigdzie się nie ruszać. Zasnęliśmy.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> Wstaliśmy koło 8, zeszliśmy do stołówki - tym razem dostaliśmy śniadanie. Koszt 7 euro i mogą się nim najeść spokojnie 2 osoby: sporo kromek chleba (kilkudniowego) i dużo dżemików, miodu i nutelli w małych opakowaniach; do tego do wyboru sok lub kakao i 3l wrzątku. Najedliśmy się, poszliśmy po rzeczy, bo sprzątali schronisko. Wszyscy (wcześniej wspomniani Grecy i Chińczycy, oraz koczujących kolejną noc 6 Turków) siedzieliśmy bijąc się z myślami. Każdy z nas miał tylko jeden cel, który był w tym momencie nie do zrealizowania. Doszliśmy z Przemkiem do wniosku, że spędzimy tu kolejną noc i następnego dnia spróbujemy atakować. Tego samego zdania byli Grecy. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> Wszystko byłoby 'ładnie i pięknie', gdyby nie fakt, że całe schronisko było już zarezerwowane. Pozostało nam jedynie czekać z nadzieją, że ludziom, którzy mają tu dziś nocować nie uda się dotrzeć w taką pogodę. Szanse były duże, ale niestety kazano nam siedzieć bezczynnie w stołówce do godziny 17 (w praktyce wyszło, że do 19). Było niesamowicie zimno. Mimo tego, że miałam na sobie wszystkie rzeczy (w tym 2 kurtki, a jedną z nich - zimową), śpiwór i koce, cała się trzęsłam i nie wyobrażałam sobie nocy spędzonej tu, na glebie! </div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-HwOW9V5wmig/TklW1wAMNAI/AAAAAAAAAgs/hKk4EG8A_8M/s1600/DSC05269.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://4.bp.blogspot.com/-HwOW9V5wmig/TklW1wAMNAI/AAAAAAAAAgs/hKk4EG8A_8M/s200/DSC05269.JPG" width="150" /></a></div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> Jak tylko wiatr nieco 'zelżał' Chińczycy i Turkowie zarządzili wycof. Zostaliśmy teraz już tylko my i Grecy. Z czasem jednak zaczynało przybywać ludzi i mieliśmy obawy, czy oby na pewno zostaną jakieś wolne łóżka. Przybyło kilku Anglików,którzy mięli rezerwacje chyba na całą górną 'sypialnię'. Znalazło się i paru takich, którzy jej nie mieli (dwóch braci, z Londynu). </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> Po 19 nastała dobra nowina: są łóżka! Szczęśliwi jak nigdy udaliśmy się do dolnej 'sypialni', gdzie umieszczono nas wszystkich, wyrzutków bez rezerwacji :) Z zamiarem atakowania szczytu i pobudki o 2, położyliśmy się od razu spać. Oczywiście nie mogłam zasnąć, ale tej nocy nie byłam w tym sama :P podobny problem miał jeden z braci. Ostatnie spojrzenia wymieniliśmy przed północą, chwilę później odpłynęłam...<br />
<br />
<br />
</div>EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-22270202729914600142011-08-07T22:00:00.415+02:002013-01-17T22:17:00.593+01:00Dzień 7: Gouter !<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"> O 4:30 zadzwonił budzik. Słysząc odgłos padającego deszczu i widząc toczącą się walkę namiotu z wiatrem, zrezygnowaliśmy z pokonywania Kuluaru w taką pogodę i z powrotem położyliśmy się spać. Noc była wyjątkowo zimna - 2 śpiwory (letni w zimowym), ciepła bielizna termo i wełniane skarpetsy nie były w stanie dostarczyć mi wystarczającej ilości ciepła. Powodowało to, że co chwilę się budziłam, przerwacałam z boku na bok i zwijałam w kłębek.</span>Ostatecznie obudziliśmy się między 8 a 9. Pierwsza myśl po otworzeniu oczu i spoglądnięciu na 'sufit' namiotu: to śnieg?!? <a href="http://www.youtube.com/watch?v=ZKFkiX9sBcQ"><b>FILMIK :)</b></a></span></div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; text-align: justify; widows: 2;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-Sbvu8SckA0k/TklWIZBQL0I/AAAAAAAAAfc/Ov6aHQR5ts0/s1600/DSC05210.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-Sbvu8SckA0k/TklWIZBQL0I/AAAAAAAAAfc/Ov6aHQR5ts0/s200/DSC05210.JPG" width="200" /></a><a href="http://3.bp.blogspot.com/-ffbP2m9NT_g/TklWgWMO9SI/AAAAAAAAAgA/suaJXOROh4c/s1600/DSC05245.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://3.bp.blogspot.com/-ffbP2m9NT_g/TklWgWMO9SI/AAAAAAAAAgA/suaJXOROh4c/s200/DSC05245.JPG" width="200" /></a></span></div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; text-align: justify; widows: 2;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; text-align: justify; widows: 2;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"> Co prawda wiatr nieco zmalał, przestało padać, ale żeby nie było zbyt kolorowo zrobiło się za mocno biało, jak na tę wysokość i porę roku :| Zaczęliśmy się zastanawiać, co jeszcze nas zaskoczy i czy w ogóle będzie nam dane stanąć na Dachu Europy. Nie mieliśmy przecież tyle czasu, by przeczekać kilka dni, aż pogoda się poprawi. Zadecydowaliśmy więc, że następnego dnia co by nie było - idziemy!! Tymczasem zjedliśmy śniadanie i korzystając z chwilowego braku opadów oraz mniejszego wiatru, postanowiliśmy przejść się kawałek w górę, do sławnego, potocznie zwanego kuluaru 'Rolling Stones'. Z powodu moich problemów ze snem, miałam w nocy przyjemność posłuchać odgłosów spadających tamtędy kamieni. Czasem miałam wrażenie, że wielkością przypominają sprzęt AGD. </span></div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; text-align: justify; widows: 2;">
<span style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-Cbfn00DRmC8/TklWidKFoLI/AAAAAAAAAgE/YABnZ_rBuKc/s1600/DSC05247.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-Cbfn00DRmC8/TklWidKFoLI/AAAAAAAAAgE/YABnZ_rBuKc/s200/DSC05247.JPG" width="200" /></span></a></div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; text-align: center; widows: 2;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"> Generalnie tego odcinka drogi obawialiśmy się najbardziej. Naczytaliśmy się wcześniej jaki to on jest niebezpieczny, że te kilkadziesiąt metrów trzeba biec i mieć po prostu szczęście, by nie oberwać kamlotem, itp. Nie wspominając już o tym, że 2 tygodnie przed naszym wyjazdem, w tym właśnie miejscu zginął Wojciech Kozub :( </span>Ale wracając, do nas... Spacerek poszedł zbyt sprawnie i stwierdziliśmy, że skoro mamy tak dobre tempo to może uda nam się (przed powrotem wiatru,deszczu,śniegu, czy co tam jeszcze?) pokonać te 600 m wspinaczki.</span></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;"> Zeszliśmy prędko do namiotu, przepakowaliśmy plecaki zostawiając większość rzeczy w schroniskowym schowku. Zabraliśmy jedynie cieplejsze rzeczy, palnik, kartusz, jedzenia na 2 doby i śpiwory (licząc, że w schr. Gouter będą wolne miejsca, bo w taką pogodę nikt [dziś] się tam nie wdrapywał poza grupką Chińczyków :). Jeszcze tylko herbatka, ostatnie poprawianie namiotu i wyruszyliśmy przed 13.</span></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
</div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;"> Po 20 minutach wędrówki, zrobiło się dość mgliście, momentami padał deszcz. Zaczęliśmy mieć obawy. Gdy doszliśmy do Kuluaru Spadających Kamieni, tym samym doganiając skośnookich ludków, utknęliśmy przez nich w korku. Idący za nami przewodnik, prowadzący parkę Anglików zirytował się i postanowił pokonać kuluar na dzikusa, po skosie, nad 'szlakiem'. Tak też i my uczyniliśmy. Był to średni pomysł, gdyż przez pierwszą część zapadałam się w śniegu aż do ud, co zajmowało chwilę, by się wydostać (a przecież ten odcinek mięliśmy pokonać biegnąc!). Gdy skończył się miękki śnieg, dla odmiany nastała część wędrówki po lodzie. Szło się lepiej, ale nastąpił [u mnie] przypływ adrenaliki, gdy próbując zrobić kolejny krok, poczułam szarpnięcie liny. Stałam teraz jedynie przednich zębach raków, próbując bezskutecznie gdzieś wbić czekan. Na szczęście złapałam równowagę, obróciłam się, by zerknąć czy Przemkowi nic się nie stało. Koniec końców, udało nam się szczęśliwie pokonać kuluar, bez oberwania kamlotem :)</span></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;"> Niestety szczęście to nie trwało zbyt długo. Pogoda znacznie się pogorszyła. Śnieg, wiatr niosący ze sobą drobinki lodu, które raniły twarz niczym wbijające się szpilki. W takich warunkach wspin po skałach okazał się koszmarem. Musiałam się chować w szczelinach, żeby mnie nie zwiało, a z każdym metrem było gorzej. Do tego zaczynało brakować czucia w kończynach. Nie było czasu, chęci, ani okoliczności, by zrobić przerwę a herbatkę. Chcieliśmy jedynie być jak najszybciej w schronisku. Po 3,5 godzinach walki ze wszystkimi przeciwnościami, udało nam się! Tak jak przypuszczaliśmy, większość ludzi mających rezerwację nie dotarła, więc łóżka zostały nam przydzielone od ręki (po uprzednim wysłuchaniu kazania Pani z recepcji, że toż to tak nie można!). Po wejściu do sali noclegowej, kolega mój po prostu padł. Ponownie choroba wysokościowa dała mu się we znaki. Ja z kolei [znowu] oczy jak pięciozłotówki - nie było mowy o śnie. W sumie to czułam nadmiar energii. Wróciło mi krążenie w dłoniach, więc mogłam zacząć uzupełniać dziennik wyprawy. Niczego innego zresztą do roboty nie było, bo za oknem 'mleko' i wicher...</span><br />
<span style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
</div>
<div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; orphans: 2; text-align: center; widows: 2;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-qSz9ryXYIVg/TnMyA17ksvI/AAAAAAAAA60/QUn4iwSYjqY/s1600/308402_251239751576264_100000707237734_871480_8131334_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://4.bp.blogspot.com/-qSz9ryXYIVg/TnMyA17ksvI/AAAAAAAAA60/QUn4iwSYjqY/s200/308402_251239751576264_100000707237734_871480_8131334_n.jpg" width="150" /></a></div>
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<div style="text-align: justify;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-style: normal;"> Gdy skończyłam pisać, poszłam do pokoju zobaczyć jak czuje się Przemek. Zmusiłam Go do wypicia herbaty i zjedzenia czekolady. Po tejże uczcie wróciły Mu siły i przede wszystkim uśmiech :) Z każdą chwilą czuł się coraz lepiej, więc jak tylko chmury ustąpiły miejsca słonku, postanowiliśmy przejść się ok 100m wyżej. Zdążyliśmy wejść zaledwie kilkanaście metrów za schronisko na grań i powiew wiatru mnie prawie porwał za sobą. Nie było szans, by iść dalej, więc usiedliśmy, by choć przez chwilę podziwiać widoki. Zachód słońca wyglądał niesamowicie! Po jednej stronie, (nad górami) niebo było granatowe i zwiastowało złą pogodę, ale przekręcając głowę w drugą stronę (nad Chamonix), przechodziło powoli w fiolet, róż, pomarańcz, by na końcu zatrzymać się na znikającym za horyzontem słońcu :) Wiatr jednak nie dał zbyt długo rozkoszować się tym widokiem. Do schroniska zeszliśmy niemalże na czworaka, a uzyskawszy przez nie barierę od wiatru, kontynuowaliśmy ucztę dla oczu :) </span></span></span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-style: normal;"> </span></span> </span></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
widok na prawo <a href="https://lh3.googleusercontent.com/-kj2Qnv4Qsc8/TpGlspmDauI/AAAAAAAAA7w/F5d8wqriaFw/s720/DSC00088.JPG"><img border="0" height="200" src="http://3.bp.blogspot.com/-kj2Qnv4Qsc8/TpGlspmDauI/AAAAAAAAA7w/F5d8wqriaFw/s200/DSC00088.JPG" width="150" /></a> <a href="https://lh6.googleusercontent.com/-XJp6op3k36s/TpGlski-SBI/AAAAAAAAA7o/954wSmnwB2I/s720/DSC00087.JPG"><img border="0" height="200" src="http://1.bp.blogspot.com/-XJp6op3k36s/TpGlski-SBI/AAAAAAAAA7o/954wSmnwB2I/s200/DSC00087.JPG" width="150" /></a> widok na lewo</div>
<span style="color: black;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif; font-style: normal;"><br />
</span></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-pFfkMb922rg/TluAO0NGUPI/AAAAAAAAA20/261lLLGJJXQ/s1600/Zdj%25C4%2599cie0034.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-pFfkMb922rg/TluAO0NGUPI/AAAAAAAAA20/261lLLGJJXQ/s200/Zdj%25C4%2599cie0034.jpg" width="200" /></a><a href="http://4.bp.blogspot.com/-kh5tOF_SK-8/TluAUdncisI/AAAAAAAAA3I/-IecZXMsBx8/s1600/Zdj%25C4%2599cie0044.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://4.bp.blogspot.com/-kh5tOF_SK-8/TluAUdncisI/AAAAAAAAA3I/-IecZXMsBx8/s200/Zdj%25C4%2599cie0044.jpg" width="150" /></a><a href="http://2.bp.blogspot.com/-FmF3aK2-6qE/TluAbfhaNOI/AAAAAAAAA3c/mJB_YAGH4AE/s1600/Zdj%25C4%2599cie0052.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://2.bp.blogspot.com/-FmF3aK2-6qE/TluAbfhaNOI/AAAAAAAAA3c/mJB_YAGH4AE/s200/Zdj%25C4%2599cie0052.jpg" width="200" /></a></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 2; text-align: center; widows: 2;">
<span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<span style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;"></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;"> Po nasyceniu się widokami, zaczęliśmy topić śnieg. W środku jest zakaz używania palników, więc musieliśmy zrobić to na mrozie, na wietrze... Doceniliśmy wówczas, jakim luksusem był strumyk płynący przy Tete Rousse :) Schowaliśmy się za jakąś blachą przy wejściu, by osłonić palnik. Zagotowanie wody na dwa termosy po 0,7l zajęło nam to dobre ponad pół godziny. W międzyczasie po raz kolejny zdążyły nam odmarznąć dłonie :P </span><br />
<span style="color: black; font-family: Verdana,sans-serif;"><br />
</span></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 2; text-align: center; widows: 2;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-9bMLwWTHxFM/TluAak-6RgI/AAAAAAAAA3U/j_U9byELNg4/s1600/Zdj%25C4%2599cie0050.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span class="Apple-style-span" style="font-family: Verdana,sans-serif;"><img border="0" height="200" src="http://4.bp.blogspot.com/-9bMLwWTHxFM/TluAak-6RgI/AAAAAAAAA3U/j_U9byELNg4/s200/Zdj%25C4%2599cie0050.jpg" width="150" /></span></a></div>
<span style="color: black;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif; font-style: normal;"><br />
</span></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 2; widows: 2;">
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif; font-style: normal;"> Mimo wszystko byliśmy mega zadowoleni, że udało nam się w końcu dojść do Goutera :) Zjedliśmy proszkowaną kolację, nastawiliśmy budziki na 2 (może pogoda się poprawi i będzie można atakować?), po czym położyliśmy się spać. Przemek zasnął. Ja [standardowo już] walczyłam się z bezsennością. Pokonałam ją dopiero kilka godz później, przed północą.</span></span></div>
</div>
EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-50647353992271282322011-08-06T18:16:00.013+02:002011-10-23T19:47:30.889+02:00Dzień 6: Koczowanie i modlitwa o lepszy warun!<style>
h2.date-header {display: none;}
</style><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"> Bezbudzikowo wstaliśmy koło godziny 7. Pierwszą rzeczą, po wygramoleniu się ze śpiwora, było sprawdzenie, czy wcześniej wspomniana, 3-osobowa grupka Polaków rzeczywiście wyruszyła o północy. 'Zapukawszy' do ich namiotu, nikt nam nie odpowiedział – a więc wybyli. My z kolei, na lajcie zrobiliśmy sobie śniadanko. Minusem była okropna pogoda. Cały czas padał deszcz, od czasu do czasu grad, a wszystko to wzbogacone wiatrem wiejącym około 80km/h, który zabierał wszystko,co napotkał na swej drodze (czyt. namioty).</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"> Po jedzeniu, poszliśmy do źródełka uzupełnić zapas wody, po czym odwiedziliśmy schronisko Tete Rousse :) Rozejrzeliśmy się trochę, zapytaliśmy o pogodę (nie mięli jednak bieżących info na ten temat), i wyszliśmy. Udaliśmy się trochę niżej, do budki ratowników. Okazało się jednak, że w taką pogodę nie stacjonują. Kiedy szliśmy do namiotu, przeskakując szczelinę, pod którą płynął strumyk – wpadłam do niej. Delikatnie przemokłam i zmarzłam. Po powrocie szybko się przebrałam i wskoczyłam do śpiworka. <span id="goog_720351299"></span><span id="goog_720351300"></span>Zaczęło wiać jeszcze bardziej. Gdy próbowałam wyjść chociażby do WC, po prostu mnie zwiewało!! Nie pozostało nam nic innego, jak siedzieć/leżeć w namiocie i modlić się, żeby wytrzymał! Po jakimś czasie udało nam się zasnąć.</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span id="goog_720351314"></span><span id="goog_720351315"></span></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><br />
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-lEP7Ktmyq4M/TklWOw2BrnI/AAAAAAAAAfk/FRPXHJA6EkU/s1600/DSC05229.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-lEP7Ktmyq4M/TklWOw2BrnI/AAAAAAAAAfk/FRPXHJA6EkU/s200/DSC05229.JPG" width="200" /></a> Wstaliśmy koło 14 i zaczęliśmy poprawiać ledwo stojący namiot: dodatkowe linki i obudowanie go kamieniami na wysokość ok 1m. Wyglądał teraz jak bunkier :) Gdy skończyliśmy, nastała pora obiadowa: kaszka dla dzieci (bleeeh). Dosypaliśmy do niej rodzynki, orzechy, żurawinę i od razu lepszy posiłek :) A że było nam mało, zrobiliśmy jeszcze po zupce chińskiej. Później deser: czekolada i kwaśne żelki!!! Nie wiem, co takiego w nich jest, ale zawsze poprawiają humor :) Po jedzeniu, nadszedł czas na leżakowanie. Przemek zasnął, a ja oczywiście oczy jak 5zł i nic. Minęła godzina, dwie... dalej nic! I tak do 19. Usłyszałam, że wraca grupka 'naszych', więc wyszłam na zwiady. Polacy powiedzieli, że przy takich warunkach nie ma opcji, żeby w ogóle wejść na szczyt, a co dopiero w 12h (jak zakładali). Generalnie doszli do Dome du Gouter i dalej już się nie dało, więc wycof. Gdy wróciłam do namiotu, powtórzyłam te info i postanowiliśmy z Przemkiem nieco zmodyfikować nasze plany: przekoczujemy kolejną noc i... nad ranem zastanowimy się co dalej :P </div><br />
I jeszcze krótki <a href="http://www.youtube.com/watch?v=_Q6OUQT62sM"><b>filmik</b> </a>na dobranoc :) <br><br><br>EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-37353852791262963222011-08-05T18:35:00.008+02:002011-12-19T17:57:00.564+01:00Dzień 5: Les Houches -> Tete Rousse<style>
h2.date-header {display: none;}
</style><br />
<div style="text-align: justify;"> Tego dnia wstaliśmy o 7:30. Zjedliśmy śniadanie, wzięliśmy ostatni (przed 'n' dniami nie mycia się :) prysznic, złożyliśmy namiot i po godzinie 10 udaliśmy się w kierunku kolejki linowej Teleferique Bellevue.</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"></div><div style="text-align: justify;"><a href="http://3.bp.blogspot.com/-zQ-MiueWDfQ/TmjQdFLM_VI/AAAAAAAAA6c/pkoU1imc_m0/s1600/DSC05159.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="150" src="http://3.bp.blogspot.com/-zQ-MiueWDfQ/TmjQdFLM_VI/AAAAAAAAA6c/pkoU1imc_m0/s200/DSC05159.JPG" width="200" /></a><a href="http://2.bp.blogspot.com/-L7QGwYSwi-w/TklVSX5siwI/AAAAAAAAAd8/MdF3kMe2Zqc/s1600/DSC05159.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><br />
</a><a href="http://2.bp.blogspot.com/-L7QGwYSwi-w/TklVSX5siwI/AAAAAAAAAd8/MdF3kMe2Zqc/s1600/DSC05159.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><br />
</a><a href="http://2.bp.blogspot.com/-L7QGwYSwi-w/TklVSX5siwI/AAAAAAAAAd8/MdF3kMe2Zqc/s1600/DSC05159.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"></a>Za 13€ dojechaliśmy do kolejnej stacji, by przesiąść się na Tramway du Mont Blanc (20€). Niestety kolejki te nie są ze sobą zsynchronizowane, więc na TMB, jadący w górę musieliśmy czekać koło 50 min! W międzyczasie spotkaliśmy naszego instruktora z kursu zimowego, Pana Bogusia (Bobasa :) Powiedział nam, że trafiła mu się pogoda jak w bajce i że teraz ma nastąpić jej załamanie. Jakoś trudno nam było w to uwierzyć, skoro tu, na 'przystanku' Bellevue La Chalette, tak mocno świeciło słonko. Generalnie byliśmy dobrej myśli :)</div><br />
<div style="text-align: justify;"><div style="text-align: justify;"> O 12:05 nadjechał nasz upragniony dyliżans. Po pół godzinnej przejażdżce wysiedliśmy na stacji końcowej Le Nid d`Aigle. Pogoda niestety nie była już tak przyjazna. Podszedł do nas stacjonujący tam ratownik i poinformował o warunkach na najbliższe dni. Tym razem miny nam nieco zrzedły, gdy usłyszeliśmy o przewidywanej sile wiatru. Delikatnie dał nam do zrozumienia, że jeśli zdecydujemy się atakować szczyt to jesteśmy nieco pomyleni... ;] ale w dalszym ciągu pozostawała nam nadzieja :) W końcu to góry, a pogoda lubi zaskakiwać :)</div></div><br />
<div style="text-align: center;"><a href="http://4.bp.blogspot.com/-bGFnJSR5OYM/TklVjCDlhaI/AAAAAAAAAeQ/EaxLr-CibqY/s1600/DSC05183.JPG" imageanchor="1"><img border="0" height="150" src="http://4.bp.blogspot.com/-bGFnJSR5OYM/TklVjCDlhaI/AAAAAAAAAeQ/EaxLr-CibqY/s200/DSC05183.JPG" width="200" /></a> <a href="http://2.bp.blogspot.com/-aEmilNaoLfg/TklVeTl5T4I/AAAAAAAAAeM/KGfGcmkGKSk/s1600/DSC05180.JPG" imageanchor="1"><img border="0" height="150" src="http://2.bp.blogspot.com/-aEmilNaoLfg/TklVeTl5T4I/AAAAAAAAAeM/KGfGcmkGKSk/s200/DSC05180.JPG" width="200" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;"> Ruszyliśmy. Z czasem pojawiła się mgła. Przez większość trasy przeklinaliśmy plecaki. Pozytywem natomiast były kozice górskie, które nie tylko się nas nie bały, ale postanowiły pozować do zdjęć :) Szło się dziwnie - niby szybko, ale mozolnie - bagaże na barkach ciążyły niemiłosiernie. Mijały nas grupki ludzi, schodzących. 'Szczęściarze', pomyśleliśmy. Z kolei w górę oprócz nas szedł jedynie Niemiec i trójka Greków, którzy później towarzyszyli nam przez cały czas zdobywania Białej Damy :)</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"> Gdy minęliśmy coś na kształt nadajnika, przywitała nas Pani Zima. Raków zakładać się nam nie chciało. Stwierdziliśmy, że końcówkę drogi damy radę przejść bez. Przechodząc koło budki ratowników, otrzymaliśmy kolejną porcję pogodowych nowinek i spory wykład na temat tego, co się stanie, jeśli zdecydujemy w najbliższe dni atakować szczyt. Generalnie chodziło o to, że przy takim wietrze i opadach, nie będzie szans na akcje poszukiwawcze ;] Ładnie się uśmiechnęliśmy, zapewniliśmy, że aż tak ryzykować nie będziemy, podziękowaliśmy za info i ruszyliśmy dalej. Przyspieszyliśmy, bo zaczynało zbierać się na deszcz. Chwilę później naszym oczom ukazało się parę namiotów. Byliśmy na miejscu. Obok reszty rozbiliśmy nasz, po czym poszliśmy po wodę, do płynącego nieopodal strumyka i zrobiliśmy coś ciepłego do jedzenia (w końcu!).</div><div style="text-align: center;"><a href="http://1.bp.blogspot.com/-zFimXBK6ICc/TklV_SFzHkI/AAAAAAAAAfM/1yr4ZyRuwQ8/s1600/DSC05205.JPG" imageanchor="1"><img border="0" height="200" src="http://1.bp.blogspot.com/-zFimXBK6ICc/TklV_SFzHkI/AAAAAAAAAfM/1yr4ZyRuwQ8/s200/DSC05205.JPG" width="250" /></a> <a href="http://4.bp.blogspot.com/-g9IVraacb90/TklWOhYk9MI/AAAAAAAAAfg/bN6EZwzbtDA/s1600/DSC05214.JPG" imageanchor="1"><img border="0" height="200" src="http://4.bp.blogspot.com/-g9IVraacb90/TklWOhYk9MI/AAAAAAAAAfg/bN6EZwzbtDA/s200/DSC05214.JPG" width="150" /></a></div><div style="text-align: justify;"> Obok nas obozowało sporo Polaków. Część z nich była już na szczycie, dzieliła się wrażeniami i współczuła warunków, z jakimi przyjdzie się nam zmagać. Druga część (trzech mężczyzn) twierdząc,ze dnia następnego ma być totalne załamanie pogody, chciała wyruszyć na szczyt za kilka godz (około północy!) i wrócić do Tete w 12h!! W sumie to my też zaczęliśmy się zastanawiać nad tą opcją z racji tego, że nie mieliśmy aż tyle czasu, by przeczekać złe dni. Zatem szybkie przepakowanie, żeby iść na 'lekko' i koło 19 położyliśmy się spać. Przemek zasnął od razu, bo zaczęły ujawniać się u Niego pierwsze znaki choroby wysokościowej. Ja - dla odmiany- zasnąć nie mogłam. Leżałam, słuchając padającego deszczu i obserwując targany przez wiatr 'sufit' naszego namiotu. Męczyłam się tak do 22, po czym obudził się Przemek. Stwierdziliśmy, że w takich warunkach nigdzie nie idziemy... Noł łej! Po krótkiej rozmowie, zasnęliśmy oboje.</div>EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-19551965616326920142011-08-04T18:33:00.010+02:002013-01-17T22:00:49.736+01:00Dni 1 - 4 , czyli stopem przez Europę, celem Les Houches!<style>
h2.date-header {display: none;}
</style><br />
<div class="post-body entry-content" id="post-body-7431864878247943386">
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-DkuueM7gwPw/TklT6mhiI1I/AAAAAAAAAb0/23nOJ7MXA08/s1600/DSC05036.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="200" src="http://1.bp.blogspot.com/-DkuueM7gwPw/TklT6mhiI1I/AAAAAAAAAb0/23nOJ7MXA08/s200/DSC05036.JPG" width="150" /></a> Podróż stopem zaczęła się tak naprawdę w Berlinie, do którego trafiliśmy ok godz 1 w nocy (2.08.2011r.). Z racji tego, że było późno i przede wszystkim znajdowaliśmy się w dziwnie usytuowanej dzielnicy, nie mogliśmy się stamtąd wydostać. Postanowiliśmy przenocować na zarośniętym, opustoszałym parkingu i następnego dnia obmyślić jakiś sensowny plan.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-39UYmZV3ei8/TklUE4fZTjI/AAAAAAAAAcE/jkU0TM4NNfs/s1600/DSC05047.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="150" src="http://1.bp.blogspot.com/-39UYmZV3ei8/TklUE4fZTjI/AAAAAAAAAcE/jkU0TM4NNfs/s200/DSC05047.JPG" width="200" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Obudziliśmy się o 5:50, szybko ogarnęliśmy i postanowiliśmy ponownie spróbować szczęścia, łapiąc stopa na zjeździe/wjeździe na obwodnicę. Skończyło się na tym, że policja nas stamtąd wygoniła. Lekko podłamani, stwierdziliśmy, że sprawdzimy na najbliższym dworcu w jakiej cenie są bilety do Frankfurtu. Los jednak był na tyle łaskawy, że zesłał nam Pana Mietka, który na przystanku autobusowym,czekał w swym TIRze na info z adresem, gdzie ma nastąpić rozładunek. Powiedział nam, że niestety nie wie, gdzie dostanie kolejne zlecenie, ale może nas podrzucić za kilka godzin na "ring", a dokładniej na znajdujący się na nim parking, z którego o wiele łatwiej będzie coś złapać. Zgodziliśmy się. Gdy tam dotarliśmy, rzeczywiście stało kilka TIRów oraz innych aut, niestety nikt nie wybierał się na południe Niemiec.</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zdecydowaliśmy, że zmieniamy całkowicie trasę. Dogadałam się z panem Belgiem, że podwiezie nas do Reims we Francji (przez Brukselę!). Przez większość podróży spałam - to taki mój tryb samochodowy. Pan kierowca, którego imienia nie pamiętam, był naprawdę w porządku i choć nie mówił zbyt wiele po angielsku, prowadząc auto jedną ręką, drugą (średnio co godzinę) robił skręty :D Jeszcze bardziej zdumiewające było to, że dotarłszy koło 22 do Brukseli, Pan zostawił nam swoją cysternę (!) wraz z kluczykami na noc, a sam poszedł spać do domu. Wyjął jeszcze nam TV lcd, gdybyśmy mieli ochotę coś obejrzeć przed snem! Wielce zdumieni jego życzliwością, zasnęliśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka godzin snu i o 4 ruszyliśmy w dalszą podróż. Nie chcieliśmy dotrzeć do centrum Reims, bo znowu mielibyśmy problem, żeby wydostać się z miasta, więc poprosiliśmy kierowcę, by wyrzucił nas nieco wcześniej. Parking, na którym wylądowaliśmy wydawał się idealny - ogromny, pełno TIRów i innych aut, do tego bar i przede wszystkim prysznice! Po 2 dobach, w końcu można było się wykąpać, za 2 Euro :) Zadowoleni, bo byliśmy już czyści i pachnący, zjedliśmy śniadanie. Z uśmiechem od ucha do ucha, zaczęliśmy szukać transportu na południe Francji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po kilku godzinach miny nam nieco zrzedły. Tego dnia ani szczęście, ani pogoda nam nie dopisały. Wszyscy jechali w stronę Wielkiej Brytanii. Udało nam się porozmawiać z Ukraińcem, który wracał do swego kraju i zaproponował, że po prostu podrzuci nas na inny parking. Innego wyjścia z resztą nie mieliśmy, a wydostać się stamtąd chcieliśmy ponad wszystko. Z racji tego, że nie miał on w zamiarze jeździć autostradami, jechaliśmy krajówką, na której parkingi były proporcjonalnie mniejsze. Ba... to były raczej pobocza, na których mogłyby się zatrzymać max 2 TIRy. Plusem był fakt, że równolegle do drogi, na której się znajdowaliśmy, w oddali biegła autostrada, do której 'w razie czego' mogliśmy dojść przez pola. Takiej potrzeby jednak nie było, gdyż chwilę po tym, jak wysiedliśmy z auta Pana Ukraińca, zatrzymał się Pan z Turcji :) Nie znał on angielskiego, jedynie niemiecki, którego z kolei my nie za bardzo. Pokazałam mapę i na migi jakoś się porozumieliśmy. Jechał do Lyonu, skąd do Les Houches i Chamonix było już o rzut beretem. Nowy kierowca również okazał się być sympatycznym ludkiem i gdyby nie bariera językowa byłoby zapewne dość śmiesznie :)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podróż minęła szybko i jeszcze tego samego dnia wysiedliśmy na stacji w Macon (kilkadziesiąt km przed Lyonem), ponieważ była to ogromna 'baza' dla przejezdnych. Składała się z 3 ogromnych parkingów dla TIRów, mniejszego dla osobówek, stacji, baru i pensjonatu. Stwierdziliśmy, że skoro są tam niezliczone ilości samochodów to bez trudu znajdziemy kogoś, kto podąża w stronę Genevy, albo nawet bezpośrednio do Les Houches? Nic bardziej mylnego. Okazało się, że wszyscy jadą albo do Lyonu, albo do Barcelony! Podsumowując, wiedzieliśmy już,że prędzej czy później i tak trafimy do pierwszego z tych miast. Zagadałam zatem z Hiszpanem, żeby nas podrzucił do centrum. Tak, jak poprzedni driverzy, okazał się on sympatyczną osóbką, z tym, że był od poprzedników młodszy i zdecydowanie bardziej przystojny :D No i dało się z nim pogadać,a przy okazji odświeżyć nieco hiszpański :) Podróż z nim minęła w mgnieniu oka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wysiedliśmy na stacji benzynowej i udaliśmy się w kierunku drogi na Genevę. Zaczęło robić się ciemno, a stopa niestety nie udało nam się złapać. Miasto okazało się nas przerażać. Stwierdziliśmy, że przejdziemy się na dworzec kolejowy z nadzieją, że uda nam się jeszcze tego wieczoru wydostać. Niestety, najbliższy pociąg do Les Houches ruszał dopiero o 6,34 następnego dnia, a na dodatek z innego dworca. Dotarłszy do niego tramwajem i zakupiwszy bilety z automatu, usiedliśmy przed wejściem, by napić się winka. Okazało się ono niezbyt dobre, więc po kilku łykach odstąpiliśmy od tego pomysłu. Weszliśmy z powrotem do środka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chcieliśmy się przespać, żeby czas się nie dłużył. Poza tym byliśmy zmęczeni. Ku naszemu zdziwieniu o północy podszedł do nas Policjant z psiakiem i oznajmił, że zamykają na noc dworzec. Wraz z resztą ludków czekających na ten sam pociąg (Florianem z Niemiec, Polko-Rumunką i Francuzką) , zostaliśmy wygnani na zewnątrz. Patrząc na krążących wokół nas sępów, postanowiliśmy wszyscy razem usytuować pod głównym wejściem i jakoś przeczekać. Przemek wyjął czekan, tak na wszelki wypadek.</div>
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-vaTWvIW2aeg/TklUYXxSaNI/AAAAAAAAAcY/qWygxH6nxUs/s1600/DSC05075.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://4.bp.blogspot.com/-vaTWvIW2aeg/TklUYXxSaNI/AAAAAAAAAcY/qWygxH6nxUs/s320/DSC05075.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Udało mi się zasnąć. Obudziłam się cała i zdrowa, kiedy otworzyli dworzec. Weszliśmy do środka, gdzie postało nam czekać jeszcze 2 godziny, które na szczęście minęły bardzo szybko. Gdy [w końcu] wsiedliśmy do pociągu, okazało się, że jesteśmy w złym wagonie i na kolejnej stacji musimy się przesiąść. Myśląc, że teoretycznie wszystko jest już OK, mogąc nareszcie się wyluzować i cieszyć opuszczeniem miasta Lyon (!!), parę godzin później zepsuł się pociąg jadący przed nami i... sparaliżował cały ruch kolejowy! Ponad 2h musieliśmy czekać na zastępczy autobus, po czym w Le Fayet przesiąść się na następny pociąg. Znowu czekanie, 50 minut. Do Les Houches dotarliśmy koło 15 zamiast 11! Na szczęście dopisywała nam pogoda, a przez otaczające nas góry i niesamowite widoki błyskawicznie, wróciły nam humory :)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Znaleźliśmy camping blisko stacji kolejki linowej, spod której rusza szlak, po czym rozbiliśmy namiot i pojechaliśmy do Chamonix. Celem było najedzenie się i odnalezienie jakiejś stacji meteo, żeby zapoznać się z warunkami pogodowymi na najbliższe dni. Będąc zmęczeni prawie 4 dobami podróżowania, zasnęliśmy w busie, przegapiliśmy stację i obudziliśmy się w jakiejś dziwnej miejscowości. Na szczęście szybko złapaliśmy stopa i po 10 minutach dotarliśmy w końcu do Chamonix!</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-OZGamjKrNqg/TklVBxN-0tI/AAAAAAAAAdc/O3pZBhnbYlw/s1600/DSC05128.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://3.bp.blogspot.com/-OZGamjKrNqg/TklVBxN-0tI/AAAAAAAAAdc/O3pZBhnbYlw/s320/DSC05128.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Naszym oczom ukazał się szyld McDonald's i w tym momencie już nic się nie liczyło! Najedzeni i szczęśliwi, udaliśmy się do Informacji turystycznej, gdzie dowiedzieliśmy się, że w najbliższym czasie pogoda ma się pogorszyć. W sumie to nawet się tym nie przejęliśmy. Plan był taki, że następnego dnia wyruszamy w górę, i koniec, kropka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wróciliśmy na camping i przepakowaliśmy plecaki. Nie wspominałam jeszcze o tym, że napawały nas one przerażeniem już po pierwszych godzinach podróży, po których byliśmy pewni, że z takim ciężarem (26,7kg i 30kg) nie damy rady wdrapać się na Blanca... Postanowiliśmy zatem je nieco odciążyć, pozostawiając najmniej przydatne rzeczy i część jedzenia na campingu. Przed snem chcieliśmy się jeszcze wykąpać, ale prysznice były czynne jedynie do 20. Mieliśmy też wypić po piwku, ale byliśmy tak padnięci, że po 2 łykach zasnęliśmy...</div>
<div style="clear: both;">
</div>
</div>
EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-524914247228697614.post-67878426875128174872011-07-31T11:54:00.003+02:002011-10-24T06:42:28.913+02:00Dzień 0, czyli doba przed wyjazdem.<style>
h2.date-header {display: none;}
</style><br />
Tego dnia mieliśmy w planach:<br />
-zakupy,<br />
-przećwiczenie wydostawania się ze szczeliny,<br />
-podział prowiantu i sprzętu<br />
-pakowanie<br />
-sen.<br />
<br />
<div style="text-align: justify;"> Spotkaliśmy się o godzinie 10:30. Naszym pierwszym przystankiem był Real, w którym kupiliśmy większość jedzenia na wyprawę (wszelkiego rodzaju proszki: zupki, słodkie chwile, kaszki dla dzieci) oraz picie i szamę na podróż. Kolejną stacją był Empik i zakupienie rozmówek francuskich, po czym udaliśmy się na 'Pachołek' celem przećwiczenia zachowań, gdyby w trakcie wyprawy coś poszło nie-tak oraz szukanie patentu na odzyskanie plecaka.<br />
<br />
Po powrocie, podzieliliśmy między siebie sprzęt i jedzenie,a udawszy się do swych domów, nadszedł czas na pakowanie. Zajęło nam to ładnych, parę godzin ponieważ plecaki (85-90L!) okazały się zbyt małe w porównaniu do ilości rzeczy, które musieliśmy zabrać. Następstwem tego było nieustanne przepakowywanie. Przemkowi udało się szybciej zapiąć ostatnie klamry w plecaku. Natomiast ja męczyłam się do 2 w nocy, walcząc z odpowiednim usytuowaniem w komorze plecaka, wielkiego, zimowego śpiwora w taki sposób, by mogło zmieścić się coś jeszcze. Gdy w końcu mi się to udało, ciężar, który miałam dźwigać na mych barkach przez 2 tygodnie, wynosił 26,7kg! Ale w tamtej chwili nie chciałam przyjąć tego do świadomości, więc nastawiłam budzik i w mgnieniu oka zasnęłam.</div>EviLina :)http://www.blogger.com/profile/06081639726681458317noreply@blogger.com0