piątek, 16 września 2011

Dni 11-14: łezka w oku i powrót do Pl

    W skrócie... piękne są tylko chwile :) ...z ogromną niechęcią musieliśmy ruszyć ku domowi. Niby uśmiech... ale w oczach i sercu - żal i smutek. Pakowałam się mozolnie. Kiedy w końcu dopięłam klamry plecaka, zakręciła się łezka. Czas ruszyć...


      Stopowanie wybitnie nam nie szło ;] Co złapaliśmy, to szybka podwózka do najbliższego miasteczka i tyle. Takim oto sposobem trafiliśmy do Szwajcarii, z której nie mogliśmy się wydostać, gdzie za loda z McDonald's można było kupić 2l paliwa! Na szczęście poznaliśmy życzliwych Polaków :) nie dość, że zorganizowali nam (nazajutrz) transport do Frankfurtu, to jeszcze ugościli i oprowadzili po miasteczku Montreux :)

       Dnia następnego (12.08.2011) wyruszyliśmy w stronę Frankfurtu. Poprosiliśmy, by wysadzono nas na parkingu jeszcze przed miastem. Byliśmy tam koło godziny 16. Przygotowaliśmy jedzonko na ciepło - chińszczyzna :D po czym, zaczęliśmy pytać, kto jedzie w stronę Berlina. Większość TIRowców robiła sobie właśnie dłuższą pauzę. My jednak nie chcąc tracić czasu, próbowaliśmy dalej szukać szczęścia :) 

      Uśmiechnęło się ono do nas poprzez autokar i Drivera - pana z Czech, który zawiózł nas do Pragi, pod sam dworzec :) Podróż trwała zaledwie kilka godzin. Po 1 w nocy byliśmy już w stolicy Czech (13.-8.2011:) W kafejce internetowej zamówiliśmy bilety na busa do Polski, który mieliśmy o 6, po czym trochę się poszwendaliśmy po mieście, wypiliśmy bro, porobiliśmy foty i nastał poranek :)

     Podróż autokarem z PolskimBusem minęła w miarę szybko, jak na polskie drogi. W Łodzi byliśmy po południu. Pociąg do Gdańska miał odjeżdżać koło 20, ale... okazało się, że wówczas w Polsce był poważny wypadek kolejowy i były 'lekkie' opóźnienia. Ok 23 nadjechał dyliżans, delikatnie przepełniony... Zatem nocka na korytarzu. Grunt, że jeszcze tylko kilka godzin i będę w swoim wyrku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz